Postanowiłem sprawdzić jak się prezentuje pierwowzór Squid Game. Gdyby nie sam pomysł, jak widać z sukcesem później wykorzystany w (przehajpowanym co prawda) serialu, to to coś zasługuje na 1/10, bo to po prostu gowno, od którego oczy bolą. Być może to mogła być nawet rekordowo budżetowa tajska produkcja, ale wygląda jak amatorskie dzieło nakręcone przez kilku studentów z wykorzystaniem naturszczyków. Prawdopodobnie w tym gniocie nie zagrał nawet jeden profesjonalny aktor, a jeżeli tak, to pozostaje mi tylko współczuć, że tak wygląda aktorstwo w Tajlandii.
Nie chce mi się znęcać nad bezsensem fabuły i zachowań bohatera, ale absolutnym bohaterem tego filmu jest muzyka, kompletnie z dupy, sprawiająca wrażenie jakby ktoś fragmenty symfonicznej muzyki z amerykańskich filmów ukradł i powplatał w poszczególne sceny za pomocą losowania. To przegląd muzyki chyba z kilkudziesięciu lat od westernów, przez romanse po filmy historyczne, co jeszcze bardziej podkręca absurdalność tej produkcji.